Zauważyłem cię, bo twoje włosy miały taki sam kolor jak nowe, miedziane grosze. Migotał i lśnił w delikatnym oświetleniu baru za każdym razem, gdy udawałeś śmiech z żartu jednego z przyjaciół. To, co dla mnie było oczywiste, dla nich z pewnością nie było; twoja atmosfera smutku nie mogła przebić się przez ich wywołaną alkoholem mgłę radości. Podczas gdy twoi przyjaciele pili kolorowy koktajl za koktajlem w mrożonych kieliszkach do martini, ty przez całą noc piłeś samotne chardonnay, ściskając kieliszek palcami jak talizman.
Nie zapewniło ci to bezpieczeństwa. Kiedy cała trójka wstała, żeby pójść do łazienki, pokręciłaś głową i uśmiechnęłaś się uśmiechem, który nie mógł pojawić się na twoich ustach. Śmiało, czytam na nich, różowe i w kształcie łuku Kupidyna. Dam sobie radę. Ledwie to zauważyli i wydawali się tym nie przejmować, ale ja zauważyłem i zauważyłem, jak trochę więcej światła opuściło twoje oczy, gdy tak łatwo cię opuścili.
I tak wykonałem swój ruch. Wstając od stołu, przeszedłem przez podłogę w twoją stronę. Twoje oczy były wytrenowane, niewidzące, na telewizorze nad barem. „Myślę, że gdybym miał w koszyku tylko jeżowca i trochę zielonej cebuli” – powiedziałem znad ciebie, przywołując na twarz dobroduszny uśmiech, „wziąłbym jeżowca na pamiątkę i zarezerwowałbym go. ”
W końcu na mnie spojrzałeś; zdezorientowana na ułamek sekundy, przechyliłaś głowę na bok. Potem uśmiech, tym razem szczery, rozciągnął twoją twarz. Sposób, w jaki się śmiałeś, niski i bogaty, w tej chwili uświadomił mi, że dokonałem właściwego wyboru. „Tak, jestem z tobą” – zgodziłeś się, wskazując na telewizor. „Nigdy nie jadłam jeżowca i chyba nigdy nie miałam ochoty”.
„Jestem Jack” – zaproponowałem, mocno ściskając dłoń. Nigdy nie odrywałem oczu od twoich płynnych brązów. – Twój całkiem przeciętny facet od mięsa i ziemniaków.
„Jestem Rebecca” – odpowiedziałaś z cichym chichotem. „Twoja śliczna, przeciętna dziewczyna, która je mięso i ziemniaki”. Nagle usiadłaś i wskazałaś na jedno z siedzeń. „Proszę, usiądź” – poinstruowałeś mnie, a ja wykonałem polecenie, zadowolony z zaproszenia. „Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem. Cały czas tu przychodzę z dziewczynami. Wyjaśnienie wydawało się banalne. "Jest wtorek. We wtorki zawsze mamy kosmos.”
Skinąłem głową na twoją wciąż do połowy pełną szklankę chardonnay. "Nie ty."
„Nie” – mruknęłaś, spuszczając wzrok na stół. "Nie ja." Zanim ponownie pogrążyłeś się w smutku, przykułem twoją uwagę. Łatwo było cię przyciągnąć, a bardzo chciałaś zwrócić na siebie uwagę. Nie wspomniałem o twojej smukłej urodzie. Przeplatając moje żarty pytaniami, poskładałem poszarpane szczegóły Twojego życia. Jesteś studentką pielęgniarstwa w lokalnym college’u i w zeszłym tygodniu skończyłaś dwadzieścia dwa lata. Masz golden retrievera o imieniu Jeannie. Zdjęcia, które pokazałeś mi na telefonie, były urocze, a moje komplementy szczere.
Zanim się zorientowałem, twoi przyjaciele wrócili. „Och, Rebecca” – zanuciła jedna z pijanych brunetek. "Kto to?"
„To jest Jack” – odpowiedziałaś, posyłając mi zachęcający uśmiech. – Jest nowy w mieście.
Blondynka posłała mi ostre spojrzenie z ciężkimi powiekami. "Oh? Czy jest singlem?
Wzruszyłeś ramionami. Nie padło to w rozmowie. – Rzeczywiście, drogie panie – wtrąciłem się gładko. „Zainteresowanie odnotowane.” Trzy kobiety zachichotały i zobaczyłam, jak się odprężasz. Myślałeś, że jestem miłym facetem, przyjaznym i z dobrym poczuciem humoru. Mógłbym powiedzieć.
„Pójdziemy do klubu w centrum miasta” – poinformowała cię druga brunetka. „Przyjdziesz?”
Widziałem, jak się wahałeś; nie chciałeś zawieść przyjaciół, ale nie chciałeś jechać. – Chyba będziesz musiał odłożyć naukę do jutrzejszego ważnego testu – wtrąciłem lekkim tonem.
„O nie, masz jutro test, Becca?” – zawołała blondynka, kładąc współczującą dłoń na twoim ramieniu. – W takim razie powinieneś się przespać. Nie ma nic ważniejszego niż twoja edukacja. To było słodkie, jak bardzo Twoim przyjaciołom zależało na Twoim dobrym samopoczuciu. „Zapłacę ci za taksówkę do domu. To niesprawiedliwe, żebyś płacił całość.
„Nie, nie” – zaprzeczyłaś. "To nie jest konieczne. Nie przeszkadza mi to, naprawdę. Widziałem jednak, że myśl o płaceniu za taksówkę była niepokojąca. Student pielęgniarstwa uczęszczający do college'u lokalnego nie mógł mieć zbyt dużego dochodu do dyspozycji.
Skinąłem głową w stronę parkingu. – Jeśli nie masz nic przeciwko, mogę cię zabrać do domu. Jednak całkowicie rozumiem, jeśli czujesz się nieswojo – z pewnością dodałem. Ulga w twoich oczach po dodaniu spowodowała, że w mojej klatce piersiowej pojawiła się bańka śmiechu, ale stłumiłam ją, nie spuszczając zmartwienia na twarzy. Miałem rację – byłeś tak samo łatwym celem, jak myślałem. Moje przeczucia nigdy się nie myliły.
„Nie, nie, w porządku” – powiedziałaś, posyłając mi drugi szczery uśmiech tego wieczoru. „N-naprawdę to doceniam. Nie mieszkasz zbyt daleko od Oak Heights, prawda?
Oczywiście, że nie, zapewniałem cię. Mieszkałem zaledwie kilka kilometrów od tego miejsca. Kłamstwo z łatwością ześlizgnęło się z moich ust. Twoi przyjaciele wyszli wtedy, po czymś, co wydawało się wiecznością uścisków i ostatnich łyków, podzielenia rachunku i włożenia bufiastych płaszczy, co stanowiło zabawne zestawienie ze spódnicami ledwo zakrywającymi ich tyłki.
Wreszcie znowu zostaliśmy sami. „No cóż, skoro masz wyznaczonego kierowcę, może kupię ci tego cosmo? Napiję się kolejnej coli i bardzo mi się podoba to towarzystwo. Przez chwilę wyglądałeś, jakbyś miał mnie odrzucić. "Proszę?" Dodałem z krzywym uśmiechem, upewniając się, że sięgał aż do zmarszczek w kącikach moich oczu.
To było wystarczająco. - Jasne - zgodziłaś się z lekkim skinieniem głowy. "To brzmi świetnie."
Jeśli barman zobaczył butelkę kropli do oczu w mojej dłoni, nic nie powiedział. Przyzwyczaiłem się do tego; cicha akceptacja i niechęć do sprawiania kłopotów innym była najlepszą ochroną, o jaką mogłem prosić. Pomruknąłeś z podziękowaniami, kiedy wróciłem z naszymi drinkami. Dreszcz przebiegł przez całe moje ciało, gdy nasze palce się zetknęły, gdy podawałam twój różowy koktajl. Rozśmieszałem cię, gdy kończyliśmy nasze drinki, a działanie alkoholu i Rohypnolu zaczynało na ciebie wpływać. W końcu zasugerowałem, żebym zabrał cię do domu, a ty się zgodziłaś, opierając się na mnie o wsparcie, gdy wychodziliśmy z baru. Przez większą część drogi do twojego mieszkania – którego adres musiałem uzyskać z twojego dowodu stanowego – drzemałeś oparty o okno, tylko w połowie świadomy tego, co się dzieje.
Nareszcie mogłem dobrze przyjrzeć się Twojemu ciału i wyciągnąć rękę, żeby szerzej rozłożyć kurtkę. W przeciwieństwie do swoich przyjaciół, nosiłaś zwykłe niebieskie dżinsy i luźny podkoszulek, który osłaniał twoją lekko zaokrągloną sylwetkę, ozdobiony jakimś błyszczącym klejnotem lub kryształkiem. Pod ciemnoczerwonym materiałem nie miałaś stanika i widziałam pod nim wypukłość twoich sutków. „Mmm” – jęknęłaś, gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle. "Czy już dotarliśmy?"
„Nie, Rebecca” – odpowiedziałam cicho, a mój głos nie był głośniejszy niż delikatne dźwięki Czterech pór roku Vivaldiego odtwarzanych w moich głośnikach. – Jednak jesteśmy już bardzo blisko.
„Muszę się wysikać” – przyznałeś, siadając i przecierając oczy. Widok twoich dłoni wsuwających się między uda i wciskających się w srom wywołał fizyczną reakcję mojego ciała. "Naprawdę źle."
Dotknąłem ekranu mojego GPS-u. "Prawie jesteśmy na miejscu. Czy możesz wytrzymać jeszcze dziesięć minut?”
Zagryzając wargę, zastanawiałeś się nad tym, w końcu dochodząc do wniosku, że możesz, słodkim skinieniem głowy. "Myślę, że tak. Pospiesz się, proszę, Jack?
Skinąłem głową, a mój twardy kutas podskoczył pod rozporek moich spodni.
Twoje mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze. Kiedy dotarliśmy do zniszczonego apartamentowca, bezradnie grzebałeś przy pasie bezpieczeństwa, dopóki nie pochyliłem się, żeby go odpiąć, czując zapach twoich pachnących kwiatami włosów i skóry. „Dzięki” – mruknęłaś, oślepiając drzwi i w końcu wypadając z samochodu ze śmiechem.
Pospieszyłem, żeby ci pomóc, strzepując żwir z twojego płaszcza i spodni. „Musisz być bardziej ostrożna, Rebecco” – skarciłam ją lekko, uśmiechając się, gdy pochyliła się w moją stronę. – Na którym piętrze jesteś? I tak zapytałem, znając doskonale odpowiedź. Kiedy potwierdziłeś, że to trzeci, poprowadziłem cię do starego budynku i w stronę windy.
Ułożenie gwiazd może być jedynym wyjaśnieniem napisu o niesprawności na drzwiach windy. „Nie!” - zapłakałaś, przyciskając dłonie płasko do drzwi i również opuszczając czoło, kręcąc tyłkiem w przód i w tył w desperackim wysiłku, by zapanować nad pęcherzem. Zmartwione spojrzenie na schody wywołało drugi jęk z twoich ust.
„Nie bój się” – oznajmiłem gładko, po czym z łatwością wziąłem cię w ramiona. - zaśmiałaś się, zarzucając mi ręce na szyję. „Na trzecie piętro!”
To była ciężka praca, ale było warto. Kiedy dotarliśmy na trzecie piętro, już nie było ci do śmiechu. „O nie, o nie, o nie” – jęknęłaś zamiast tego, spoglądając na długi korytarz z wyraźnym niepokojem. „Nie mogę...” Z twoich ust wydobył się jęk, a ty chwyciłaś się między nogami. „O Boże, ja… położę mnie!”
Przesunąłeś się wzdłuż mojego ciała, grzebiąc w kluczach w kieszeni, ale było już za późno. Ciemność rozkwitła na dżinsach, a łzy napłynęły do twoich oczu, gdy w końcu straciłeś kontrolę, a mocz ściekał po twoich nogach i gromadził się na tanim linoleum pod twoimi stopami. Ulga zmieszała się z przerażeniem, gdy zmoczyłeś się, stojąc nieruchomo z rozchylonymi nogami. Syczenie siusiu wydobywającego się z twojego ciała i miękkie plaśnięcie jego moczu na podłogę były jedynymi dźwiękami przez długą chwilę, zanim nawet to ucichło.
Zanim zdążyłeś zareagować, chwyciłem cię za klucze i odciągnąłem na bok. Gdy drzwi w końcu się otworzyły, uciekłeś do środka i do innego pokoju. Zatrzymałem się przy łazience i zmoczyłem frotową ściereczkę, po czym podszedłem do drzwi, przez które zniknąłeś. Kiedy zajrzałem do środka, zobaczyłem, że upadłeś na pleciony dywanik na podłodze w sypialni. „Rebecca” – mruknęłam, kucając obok ciebie i zsuwając twój płaszcz. – Nie możesz tu zostać. Jesteś śmieciem." Wstając, powiesiłem płaszcz na wieszaku i schowałem go do twojej szafy. „Chcesz posprzątać?”
Nic nie powiedziałeś, tylko wzruszyłeś ramionami ze smutkiem. „Mam zawroty głowy. Wiedziałem, że nie powinienem był brać tego głupiego cosmo. Boże, jestem taki zawstydzony... – Uciszyłem Cię, klękając obok Ciebie na podłodze i sięgając do guzika Twoich spodni. "Cześć, co robisz?" – bełkotałeś, próbując odepchnąć moje ręce.
„Nie możesz spać na podłodze w mokrych dżinsach” – wyjaśniłem spokojnie. – Zdejmuję je. Pokręciłeś głową, próbując odepchnąć moje ręce, ale byłem zbyt uparty. Mokry dżins przykleił się do twojej skóry, ale udało mi się zdjąć spodnie częściowo z nóg. Poczułem zapach sików i widziałem szczelinę w twojej cipce przez mokre bawełniane majtki. Szczupła i blada, byłaś tak piękna, że zaparło mi dech w piersiach, a twoje rude włosy lśniły w miękkim, ciepłym świetle lampy biurkowej. Kiedy ci to powiedziałem, nie odpowiedziałeś. Zsuwając spodnie, podziwiałem Twoje gładkie, okrągłe, piegowate uda.
„Proszę, Jack” – szepnąłeś cicho, a twój głos drżał ze strachu. "Zatrzymywać się. Nic mi nie jest. Dziękuję bardzo za pomoc, ale to nie jest konieczne. Zignorowałem cię, posadziłem i podniosłem bluzkę przez głowę. Zadrżałaś, a na twoich mlecznobiałych piersiach pojawiła się gęsia skórka. „P-proszę” – powtórzyłaś, patrząc na mnie tymi dużymi, brązowymi oczami. „Proszę, nie.”
„Tylko cię umyję” – zapewniłem cię cichym szeptem, muskając wierzchołki twoich piersi knykciami. – Zsikałeś się w spodnie, pamiętasz? Tylko sprzątam i cię ubieram. Wszystko w porządku – uspokoiłem, powoli masując Twoje plecy. "Po prostu wyluzuj."
Rozsuwając Twoje nogi, chwyciłem obie strony Twoich mokrych stringów i ściągnąłem je w dół, układając mokrą bieliznę obok dżinsów. Miękka kępka kasztanowych loków leżała na czubku twoich ud, które już zaczynały lepić się od suszonego moczu. Biorąc wilgotną szmatkę, wytarłem lepki mocz, a następnie ponownie rozchyliłem twoje uda, aby wytrzeć loki między nogami. „Nie, przestań, proszę” – błagałaś ponownie, twój głos był drżący i kruchy. „Jacku, nie! Zatrzymywać się!" Próbowałeś odepchnąć moje ręce od swojego ciała, ale będąc pod wpływem narkotyków, byłeś słaby jak kociak. Rzucając się na mnie, próbowałeś uciec, ale bezskutecznie.
Bez tchu i przestraszona, spojrzałaś na mnie szeroko otwartymi, zdezorientowanymi oczami, gdy sięgnęłam, żeby odpiąć twój stanik. „Myślałam, że mnie lubisz” – szepnęłaś, a łzy spłynęły ci po twarzy. „Myślałem, że jesteś miłym facetem. Dlaczego mi to robisz?"
Twoje sutki były małe, różowe i miękkie. Podnosząc cię ponownie w ramiona, zignorowałem twoje bezowocne zmagania, gdy kładłem cię na kanapie, zaśmieconej poduszkami i pluszowymi zwierzętami. Zamiatając je na podłogę, ponownie rozchyliłem Twoje uda. „Proszę, nie zmuszaj mnie, żebym cię skrzywdził, Rebecco” – powiedziałam rozsądnym i ponurym tonem. „Nie chcę cię skrzywdzić, ale zrobię to, jeśli będziesz się opierać”.
Siła w moim uścisku i stal w moim głosie sprawiły, że byłaś podatna. Pochylając się do Twoich piersi, chwyciłem jeden z Twoich sutków w usta. „Proszę” – jęknęłaś – „nie rób mi tego. Przestań, Jack, proszę, proszę, błagam. Twoje prośby zmieniły się w ciche łkanie, gdy uformowałem twój sutek w twardy, mały szczyt, a potem odwróciłem się do drugiego. "Proszę przestań."
„Są twarde” – zauważyłam, pochylając się, by masować językiem sutek. "Podoba Ci się to."
„Nie, nie chcę, chcę, żebyś przestał!” - krzyknęłaś, popychając mnie tak mocno, jak tylko mogłaś, próbując usiąść i uciec. Złapałem cię za łydki i pociągnąłem z powrotem na materac. „Proszę, nie podoba mi się to. Nie chcę tego. Chcę tylko, żebyś zostawił mnie w spokoju.
Sięgając pomiędzy Twoje uda, wsunąłem palec pomiędzy Twoje wargi sromowe. Byli mokrzy od podniecenia, a ja uśmiechnąłem się, czując jedwabiste uczucie twojej wilgotnej cipki. – Więc dlaczego jesteś mokry?
„N-ja-nie wiem” – płakałaś, a twoje ramiona trzęsły się od siły łkania. „Proszę, to nie moja wina. Nie chciałam się zmoczyć.
Ponownie rozsuwając Twoje uda, popchnąłem Cię wyżej na łóżko i kucnąłem pomiędzy Twoimi nogami. Twoje szlochy stały się gardłowe, kiedy przycisnąłem język do Twojej łechtaczki. Cisza zastąpiła szlochanie, pozostawiając mnie z niczym poza dźwiękiem twojego drżącego oddechu i mokrymi dźwiękami przyjemności, gdy masowałem twoją cipkę ustami. Smakowałeś lekko słony, trochę słodki, gęsty płyn pokrywający mój język. Wciągnąłem twoją łechtaczkę między wargi, machając nią delikatnie i wytrwale, aż zaczęłaś szybciej oddychać. Twoje biodra wygięły się, gdy próbowałaś uciec, jęcząc, gdy poczułaś moje usta na swoim ciele. „J-Jack, proszę, nie rób tego” – płakałaś, drapiąc mnie po twarzy, aż brutalnie złapałam Twoje nadgarstki i przygwoździłam Cię do łóżka. Nawet gdy błagałeś mnie, żebym przestał, czułem, jak twoja łechtaczka stwardniała, a wargi sromowe nabrzmiały i nabrzmiałe od podniecenia. Spojrzałem w górę i zobaczyłem twarde twoje sutki: bliźniaczy zestaw koralowych szczytów, drżących w tandemie, gdy próbowałeś powstrzymać swoje ciało przed zdradzeniem cię orgazmem.
Jednak nic nie można było zrobić. Choć próbowałeś, nie mogłeś nic na to poradzić, a kiedy ponownie wciągnąłem twój srom do ust, zagłębiając się pomiędzy opuchniętymi wargami sromowymi w poszukiwaniu wrażliwego guzka pod spodem, straciłeś kontrolę. Dreszcze przebiegły przez całe twoje ciało, krzyknęłaś, wyginając plecy i ściskając prześcieradło w pięści. Poczułem konwulsje orgazmu twojej cipki na moim języku, dociskając ją płasko do twojego ciała, aż opadłeś z powrotem na łóżko.
Gdy tylko opuścił cię blask orgazmu, zaczęły się łzy. Wielki, ulewny szloch wstrząsnął twoim ciałem, gdy stałem, rozpinając dżinsy i jęcząc z ulgi, gdy mój kutas w końcu skoczył do przodu. Łzy spłynęły po twojej twarzy, opadając na lśniące czerwone loki zgromadzone wokół twojej głowy. Mój kutas był tak wrażliwy, że bałem się, że znajdę ujście, zanim dostanę się do twojego ciała. Wyjmując prezerwatywę z kieszeni, rozerwałem foliowe opakowanie i wsunąłem je na główkę mojego penisa, następnie zwinąłem go w dół, po czym rzuciłem nagie ciało na twoje.
Chwyciłem Cię za podbródek, zmusiłem Cię do otwarcia ust i wsunąłem język do środka. Ugryzłeś mnie tak mocno, że aż popłynęła krew. Nie zwracałem uwagi na twoje małe, dzikie ugryzienie i wziąłem głęboki oddech, przyciskając główkę mojego fiuta do wejścia twojego ciała. Kiedy w końcu wśliznąłem się do środka, wydałem z siebie szorstki jęk, by ponownie wdychać słodki zapach twoich włosów.
Poruszałem się tak wolno, jak to możliwe, twoja ciasna cipka otaczała mojego kutasa jak rękawiczka. Twoje piersi napierały na moją klatkę piersiową, a ja sięgnąłem po jedną z nich, gdy cię pieprzyłem. „Jack, przestań, przestań, przestań, proszę!” - krzyknąłeś, a twój głos był stłumiony przez moją skórę. Walczyłeś tak mocno, jak tylko mogłeś. Gwoździe wbijały się w moje ciało, twoje pięści uderzały w każdy kawałek mnie, do którego mogłeś dotrzeć, ale to mnie nie powstrzymało.
Zwiększając tempo, zamknąłem oczy, wstrzymując oddech, walcząc z chęcią zatracenia się w Twoim ciasnym ciele. Następnie z moich ust wydobyło się ciężkie westchnienie ulgi, gdy po raz ostatni zakopałem mojego kutasa głęboko w Twojej cipce, drżąc, gdy mój własny orgazm oblał mnie falami ekstazy.
Kiedy w końcu wstałem, przewróciłaś się na bok, chowając twarz w dłoniach i cicho łkając. Ostrożnie ściągnęłam prezerwatywę i zawiązałam ją w supeł. Gdy się ubrałem, schowałem zużytą gumę do kieszeni. „Byłaś grzeczną dziewczynką, Rebecca” – powiedziałem, odgarniając ci włosy z twarzy. „Dziękuję za tak miły wieczór.” Zadrżałeś, a ja przeszedłem przez pokój i otworzyłem szuflady, aż znalazłem twoją piżamę. Bezwładna jak lalka, nie walczyłaś, gdy cię ubierałam. Dopiero gdy dotknąłem kciukiem Twojego sutka – który natychmiast się zmarszczył – zareagowałaś. Mały dreszcz przebiegł przez całe twoje ciało i odwróciłeś ode mnie twarz. „Odprowadzę się” – poinformowałem cię, składając pocałunek na twoim piegowatym policzku. „Dobranoc, Rebecco, i powodzenia na jutrzejszym teście. Jestem pewien, że zdasz śpiewająco.
Zgarnąłem z podłogi Twoje mokre dżinsy i majtki, wrzuciłem je do pralki, dodałem odpowiednią ilość mydła i uruchomiłem. Dźwięk wody napełniającej wannę wypełnił twoje mieszkanie, więc upewniłem się, że zamknąłem drzwi na klucz, zanim zamknąłem je za sobą.