Harry_(0)

985Report
Harry_(0)

Rozdział 56: Bitwa na plaży

A/N: Przygotuj się na więcej akcji… Przeczytaj, przejrzyj, ciesz się!





– Musimy wracać, wiesz o tym, prawda? zapytał Fred, gdy tylko on i Luna dotarli do Wrzeszczącej Chaty.

„Może powinniśmy upewnić się, że możesz iść pierwszy, właśnie wezwałem Drake'a, żeby tu przyszedł… Pokazałem mu sekretną drogę w jego głowie, przybiegnie tutaj z maksymalną prędkością, obiecuję”. Odpowiedziała, pomagając mu usiąść na kanapie i przyglądając mu się uważnie. - Poza tym obiecałem Harry'emu dziesięć minut, a minęła ledwie jedna.

„Nie obchodzi mnie, czy mogę chodzić, czy minęło trzydzieści sekund… nie powinniśmy byli wychodzić”. Zaprotestował ze złością, zdenerwowany, że tak wiele poszło nie tak, ponieważ wszyscy musieli przyjść, by go uratować. - Hermiona i Harry wciąż tam są, nie obchodzi cię to?

„Oczywiście, że tak, ale Jacey wciąż jest z nimi i ufam, że Elise i Sarah nie chcą ich skrzywdzić”. Westchnęła i usiadła obok niego, chowając głowę w dłoniach. Najwyraźniej zachowywała odważną minę ze względu na niego, ale teraz widział, że była tak samo zmartwiona i przerażona o innych jak on.

- Może nie chcą skrzywdzić Harry'ego ani Jaceya, ale Elanya już próbowała zabić Hermionę. Przekonywał.

Zwróciła ku niemu twarz i spojrzała na niego smutno. – Wiem. Ale co możesz zrobić, żeby pomóc, jeśli jesteś na wpół utykający?

- Cokolwiek będę musiał, tak samo jak ty i Harry. Kłócił się, gdy usłyszał otwierającą się klapę w korytarzu. - Widziałem was oboje po walce z Sarą w domu Dursleyów... nic nie powstrzymało was przed wzajemną pomocą. Noga czy nie, muszę wracać! Czuł, że to jego wina, że ​​którykolwiek z nich był na wyspie, w ogóle, jak mógł tu siedzieć bezpiecznie, podczas gdy oni wszyscy tam byli, ryzykując życiem… zwłaszcza Hermionę.

„Będę sędzią, dokąd możesz iść”. Drake powiedział z progu z ponurym uśmiechem. – Nie spodziewałem się, że cię znowu zobaczę, dopóki nie wrócimy do Londynu.

"Niespodzianka." Fred mruknął, gdy Luna zadrżała obok niego. Nagle zdał sobie sprawę, że on też marznie, było tu znacznie zimniej niż na wyspie, gdzie zostawiła swój płaszcz, a on zostawił wszystko. Odsuwając ten dyskomfort na bok, wyciągnął nogę do uzdrowiciela. „Nie sądzę, żebym go złamał… Mogłem chodzić”.

„To nic nie znaczy, ekstremalne okoliczności i adrenalina mogą sprawić, że ludzie będą robić niezwykłe rzeczy”. Drake powiedział, klękając i zdejmując szynę, zanim delikatnie poczuł uraz. – Rozumiem, że nie chcesz mi powiedzieć, co się stało ani dlaczego tu jesteś?

– Tak będzie łatwiej wszystkim. Powiedziała cicho Luna, po czym uśmiechnęła się do mężczyzny. – Chcesz mieć później możliwość zaprzeczenia, prawda?

"Przypuszczam." Zaśmiał się lekko. „W porządku, zgadzam się z tobą, Fred, nic nie jest zepsute. Ale pokręciłeś to naprawdę źle. Zamierzam wysłać trochę energii, aby wszystko wyprostować… ale będzie trochę bolało, dopóki nie będę mógł znowu wszystko naprawić”.

"Zrób co musisz zrobić." Poinstruował. Zamknął oczy, gdy uzdrowiciel zaczął swoją pracę. Ostry, elektryczny ból przeszył jego nogę i zacisnął zęby. Czując, jak Luna bierze go za rękę, ścisnął ją z wdzięcznością… może nie była Hermioną, ale była bliską przyjaciółką i wspaniale było być w pobliżu kogoś, komu całkowicie ufał po tak długim czasie spędzonym z Elanyą. Czy minęło już dziesięć minut? Zapytał ją z zapałem, podczas gdy Drake pracował nad swoją magią i ból zaczął ustępować.

Prawie… Już dzwonię do Lupina i Draco, żeby przyszli nam pomóc. Odpowiedziała łagodnie. Przywieziemy Harry'ego, Hermionę i Jacey'ego do domu, obiecuję. Fred odetchnął głęboko i miał nadzieję, że miała rację.

(PRZERWA)

Draco siedział w gabinecie Dumbledore'a ze wszystkimi oczami skierowanymi na niego, gdy czekali, aż udzieli im odpowiedzi. Ale nie miał nic, co mógłby dać, nic, co nie byłoby przypuszczeniem opartym na tym, co mały Potter, Granger i Luna powiedzieli mu. Z pewnością nie chciał nic mówić o Fredzie, nie z Ginny siedzącą obok niego. Fakt, że domyślił się, że jej brat ma kłopoty i nie powiedział jej, był walką, którą wolałby odbyć na osobności (Ron stojący ze złością po drugiej stronie pokoju był kolejnym powodem, by nic nie mówić). Jedyne, o czym mógł mówić, to Erebos… i był w pełni gotów wyrzec się sekretów tego człowieka, by ocalić własne. - Luna i Potter powiedzieli mi, żebym miał się na baczności, ponieważ profesor Erebos chce skrzywdzić Ginny i Rona.

"Dlaczego?" – zażądał Ron, zanim zrobił to Dumbledore.

„Ponieważ działa jako szpieg dla Elise, Sarah i Elanyi”. Odpowiedział tak prosto, jak tylko mógł.

"To kłamstwo!" Erebos protestował ze złością z krzesła, do którego był przywiązany, kiedy czekali na przybycie aurorów z Hogsmeade.

„Więc jaka jest prawda, Dolosie?” – zapytał Dumbledore, wyraźnie zdenerwowany zdradą jednego z jego pracowników. - Remus i ja byliśmy tam, widzieliśmy uciekającą Elise McKinney. Może wam uszło na sucho ta żałosna sprawa, ale nie pozwolę, by uszło wam na sucho atakowanie i usiłowanie zamordowania uczniów.

„Nigdy nie próbowałem nikogo zabić”. - argumentował Erebos.

„Ron Weasley twierdzi, że zagroziłeś jego życiu po tym, jak zwabiłeś go do Zakazanego Lasu i wzdrygam się na myśl, co by się stało, gdyby jego przyjaciel nie przybył mu na ratunek”. Głos Dumbledore'a podniósł się w gniewie. Draco zobaczył, jak Weasley spuszcza wzrok i szura nogami, najwyraźniej czując się winny, że to Jacey mu pomógł… dobrze, miał nadzieję, że ten drugi chłopak poczuł się jak idiota z powodu sposobu, w jaki z nią rozmawiał, Ginny i innych, którzy naprawdę mu na nim zależało. „Student zaufał ci jako profesorowi, a ty próbowałeś go zabić… nie ma dla ciebie wyjścia. Elise najwyraźniej zostawiła cię na pastwę losu”.

"Zobaczymy." Erebos odpowiedział zadowolony z siebie, najwyraźniej myśląc o kobiecie lepiej niż ktokolwiek inny… Albo dobrze go rozegrała, albo jako ktoś, kto wcześniej walczył z ministerstwem, naprawdę nie miał pojęcia, jacy są ludzie po drugiej stronie wojny.

Draco, Lupin! Fred i ja jesteśmy we Wrzeszczącej Chacie i potrzebuję, żebyście tu przyszli. Drake leczy Freda, ale mogę potrzebować waszej dwójki, byście poszli ze mną pomóc Harry'emu, Hermionie i Jaceyowi. Głos Luny wypełnił głowę Draco i odwrócił się do Lupina, który lekko skinął głową na znak, że też to usłyszał. Spieszyć się! Dodała z głębokim poczuciem pilności.

Rozległo się pukanie do drzwi i McGonagall weszła do środka, rzucając Erebosowi spojrzenie pełne obrzydzenia, po czym zwróciła się do Dumbledore'a. - Dyrektorze, przybyli aurorzy. Chcieliby zebrać zeznania Weasleya i Malfoya, zanim aresztują Erebosa.

Draco spojrzał na Lupina, który szybko się odezwał. „Proszę pana? Chciałbym poprosić Draco i mnie o wybaczenie w pilnej sprawie rodzinnej. Jest tak wiele do zrobienia, zanim Erebos zostanie usunięty z zamku, daję słowo, że sprowadzę Draco z powrotem, aby dać jego pełne oświadczenie, zanim aurorzy dokonają aresztowania.

Dumbledore spojrzał podejrzliwie na Lupina. – Nie wiedziałem, że jest awaria.

– Zwrócono mi na to uwagę dopiero przed chwilą. Odpowiedział sensownie.

Dyrektor z powagą skinął głową. – Spodziewam się, że zobaczę ich wszystkich w moim biurze, kiedy skończysz zajmować się tym, czymkolwiek to jest. Powiedział tonem, z którym nie zamierzał się kłócić.

"Tak jest." Lupin zgodził się, po czym szybko podszedł do drzwi i skinął na Draco, by poszedł. Ostrożnie, by nie spojrzeć na Ginny, żeby czegoś nie zdradził, poszedł za nim i razem zbiegli po schodach i przez korytarze. Nie zawracając sobie głowy zatrzymywaniem się po płaszcze, pospiesznie wybiegli na zewnątrz i udali się do Bijącej Wierzby. "Zaczekaj tutaj." Poinstruował, zanim rzucił się do środka, poruszając się bardziej z gracją kota niż wilka, gdy unikał gałęzi i skakał po dźwignię. W końcu drzewo przestało się miotać i przeszli do sekretnego tunelu. "Co się dzieje?" - zapytał Lupin, gdy szli w stronę Wrzeszczącej Chaty.

Draco potrząsnął głową. „Chciałbym móc ci powiedzieć. Wszystko, co wiem na pewno, to to, że poszli szukać Freda na wyspie, najprawdopodobniej dlatego, że miał jakieś kłopoty z Elise, Sarą i Elanyą”.

- Więc mam rozumieć, że Harry, Hermiona i Jacey wciąż są na tej wyspie? Zapytał, napinając się, gdy zaczął przygotowywać się na nieoczekiwane.

"Chyba." Draco wzruszył ramionami. „Mam tylko nadzieję, że dotrzemy tam na czas, aby sprowadzić ich wszystkich z powrotem”.

(PRZERWA)

Sarah potrzebowała tylko kilku sekund, aby posłać te ciężkie kamienie, a Elise rzucić zaklęcie, by uwięzić Harry'ego, pozostawiając Jacey'ego samotnego, by stawił czoła dwóm kobietom. Na szczęście wciąż tkwili za ścianą ognia, którą ich otoczyła, dając kilka cennych chwil na zastanowienie się, co robić. Próbowała zawołać Harry'ego, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale tak jak za każdym razem, odkąd się tu znalazła, jej telepatia po prostu nie działała.

„Podoba ci się mały piekarnik, który zrobiliśmy dla twojego przyjaciela?” Elise zawołała głosem pełnym frustracji, ponieważ nie była w stanie użyć własnej mocy, by pokonać moc Jaceya. „Upuść swoje płomienie albo przysięgam, że podpalę te skały i pozwolę mu spłonąć”.

- Nie, nie będziesz. Wiem, że nie chcesz jego śmierci. Krzyknęła pewnie. To była jedyna rzecz, której była pewna… nawet jeśli te dziewczyny z jakiegoś powodu zwróciły się przeciwko Lunie, Jacey wiedział, że nadal bardzo chciały, by ona i Harry przyłączyli się do jakichkolwiek małych planów, które zaplanowali.

„Możesz kogoś torturować, nie zabijając go”. Elise odpowiedziała ze złośliwym uśmiechem, wskazując palcem.

Jacey odwrócił się z przerażeniem, gdy skały otaczające Harry'ego stanęły w płomieniach. Poruszała się w jednej chwili, używając swojej mocy, by przytłoczyć i pochłonąć ogień Elise, zanim była w stanie całkowicie go ugasić. - Harry? Słyszysz mnie? Wszystko w porządku? Krzyknęła, przykładając ucho do gorących kamieni.

„Czuję się dobrze, po prostu jest mi bardzo ciepło!” Odezwał się, brzmiąc bardzo daleko. - Nie martw się o mnie, zabierz siebie i Hermionę z wyspy, jeśli możesz!

Jacey rozejrzał się, ale ani Hermiony, ani Elanyi nie było nigdzie na plaży, co oznaczało, że musiała iść szukać. Ale najpierw… Wstała i wróciła do Elise i Sarah, które wpatrywały się w nią przez płomienie. Uśmiechnęła się do nich, pozwalając wyjść na jaw ciemniejszej stronie swojej przeszłości. - Nie jesteśmy już w Hogwarcie ani w jego pobliżu, więc nie ma potrzeby kontrolowania mojej mocy. Ty głupia kobieto - spojrzała bezpośrednio na Elise - nigdy nie powinnaś zakładać, że jesteś najsilniejsza, dopóki nie walczyłaś ze wszystkimi takimi jak ty.

Niczym chmury poruszające się po niebie podczas nadchodzącej burzy, Jacey zebrała w swoim umyśle każdą cząstkę swojej energii. Podnosząc ręce, mentalnie pchnęła tak mocno, jak tylko mogła i posłała eksplozję ognia w kierunku kobiet. Obaj zostali trafieni prosto w klatkę piersiową i odrzuceni do tyłu, przelatując nad wodą i lądując z wielkim pluskiem w odległości kilku metrów od łodzi wiosłowych wciąż płynących na brzeg. Widząc, co właśnie zrobiła, naprawdę wierzyła, że ​​Harry będzie w stanie przesunąć te kamienie pomimo chroniącego je zaklęcia. Poza tym dość jasno wyraził swoje życzenia… mimo to niechętnie zostawiała go samego na plaży. Miejmy nadzieję, że Luna wkrótce wróci z Draco i Lupinem.

Krzyk przeciął powietrze, przerywając jej niezdecydowanie i wysyłając ją biegiem między drzewa. Harry z pewnością był więcej niż zdolny do zadbania o siebie, nawet w najgorszych okolicznościach, ponieważ tak jak ona, był w stanie przenieść się do tego mrocznego miejsca, w którym wszystko było załatwione. Ale podobnie jak Luna, ciemna strona Hermiony prawie nie istniała… Sporo czasu zajęło jej popchnięcie jej za daleko, a wtedy było już prawie za późno. Wiedziała, że ​​Elanya dokonała już co najmniej jednego zamachu na życie Hermiony na plaży, kto wie, ile jeszcze miała takich prób? A mimo to wiedziała, że ​​Hermiona nie chce odwdzięczyć się za przysługę, że dziewczyna woli wygrać walkę umiejętnościami i schwytaniem niż tak trwałymi środkami jak śmierć. Na szczęście Jacey nie miał takich skrupułów i tak jak teraz miała nadzieję, że Elise i Sarah toną w oceanie, miała nadzieję, że będzie miała szansę upewnić się, że Elanya nigdy więcej nie będzie niepokoić jej nowych przyjaciół.

(PRZERWA)

Hermiona zauważyła znikających Lunę i Freda i była wdzięczna, że ​​postanowili go stąd zabrać. Był zbyt ranny, by pomóc, a był tu o wiele za długo. Mając jedną rzecz mniej do zmartwień, podwoiła swoją koncentrację na pojedynku z Elanyą, mając nadzieję, że uda jej się wywalczyć drogę do pomocy Harry'emu i Jaceyowi lub przynajmniej powstrzymać drugą dziewczynę przed pomaganiem Elise i Sarze. "Zejść!" Krzyknęła, w końcu będąc w stanie uderzyć Elanyę, zanim zdążyła podnieść swoje tarcze. Patrzyła z satysfakcją, jak druga dziewczyna zaczęła desperacko próbować wydostać się na zewnątrz, gdy tonęła pod piaskiem.

Potem usłyszała, jak Jacey ostrzega Harry'ego i była rozproszona na tyle długo, że odwróciła się i zobaczyła, jak pochyla się na ziemię i zostaje otoczony przez ciężkie kamienie… i to było wszystko, co miała czas zobaczyć. „Wypędź!” Elanya krzyknęła za nią.

Hermiona poczuła, jak piasek eksploduje pod jej stopami, posyłając ją między drzewa, aż uderzyła w jedno i upadła na ziemię. Jęcząc z bólu, usiadła, czując więcej niż lekkie zawroty głowy. Strasznie bolała ją głowa, a kiedy dotknęła czoła, zdała sobie sprawę, że krwawi. Odwracając się z powrotem na plażę, zobaczyła, jak Elanya w końcu odrywa się całkowicie od piasku i ciągnie w stronę drzew. "Engorgio!" Hermiona wycelowała różdżkę w drzewa znajdujące się najbliżej drugiej dziewczyny i patrzyła, jak ich pnie powiększają się, rosnąc zarówno wyżej, jak i szerzej, gdy uwięziły Elanyę i utworzyły wokół niej ścianę. Wstrzymując oddech, miała nadzieję, że w końcu powstrzymała dziewczynę przed pójściem za nią.

"Konfringo!" Elanya krzyknęła ze złością. Hermiona schyliła się i zakryła twarz, gdy drzewa otaczające dziewczynę eksplodowały w płomieniach, a deszcz drewna leciał we wszystkich kierunkach.

Nie chcąc czekać wystarczająco długo, aż Elanya się zorientuje, Hermiona wstała i trzymając się nisko, pobiegła dalej w las, mając nadzieję, że znajdzie jakąś kryjówkę. Po chwili była z powrotem na kempingu i widząc przed sobą namiot, postanowiła spróbować ponownie go wykorzystać. W końcu wcześniej wystarczająco chronił ją i Freda.

"Bagaż!" Elanya krzyknęła zza jej pleców. Hermiona poczuła, jak uderzyło ją zaklęcie, a stopy uleciały spod niej. Zanim uderzyła o ziemię, rzuciła tarczę, by odbić następne zaklęcie, które dziewczyna próbowała rzucić na nią, co było o wiele poważniejsze. Próbowała doczołgać się do namiotu, ale dzięki zaklęciu, którym została rzucona, nie była w stanie poczynić żadnych postępów w tym kierunku. "Pożar!" Elanya zawołała, a Hermiona patrzyła, jak namiot staje w płomieniach. Szybko się odwróciła i próbowała wstać, ale druga dziewczyna już stała nad nią z wyciągniętą różdżką. – Nie masz teraz gdzie się schować. Zaśmiała się. „Myślę, że Fred mimo wszystko nie odzyska kaucji za namiot”.

"Już go tu nie ma. Luna zabrała go z wyspy, cokolwiek próbowaliście zrobić, zawiedliście." Hermiona starała się, by jej głos brzmiał pewnie i pewnie, ale zaczynała się naprawdę bać.

"To się okaże." Elanya uśmiechnęła się złośliwie. „Ale ty wciąż tu jesteś, podobnie jak Harry. Jestem pewien, że Luna planuje po niego wrócić… i założyłbym się o życie, że Fred po ciebie wróci, chociaż nadal nie jestem pewien dlaczego. Tak czy inaczej , tak długo, jak trzymam się blisko ciebie, to gwarancja, że ​​jeszcze go zobaczę”.

"Obscuro!" Krzyknęła, zaskakując ich oboje. Na oczach Elanyi natychmiast pojawiła się opaska, a gdy próbowała ją zdjąć, Hermiona wstała i przygotowała się do ponownego rzucenia, mając nadzieję, że zwiąże drugą dziewczynę i zabierze jej różdżkę.

"CRUCIO!" Krzyknęła, zanim Hermiona zdążyła rzucić, dziko machając różdżką i mając nadzieję, że trafi w cel.

Hermiona szybko się osłoniła i starając się być jak najciszej, by nie zdradzić swojej lokalizacji, gdy dziewczyna wielokrotnie wykrzykiwała niewybaczalną klątwę, poruszała się po płonącym namiocie mając nadzieję na ucieczkę do lasu. Było jasne, że Elanya nie da jej szansy na złapanie jej, więc jedyne, co mogła zrobić, to spróbować ją prześcignąć i przechytrzyć.

"Tutaj jesteś!" Usłyszała ryk Elanyi za sobą, ponieważ musiała znaleźć sposób na zakończenie zaklęcia z zawiązanymi oczami. "Crucio!" Zawołała ponownie, zaledwie o pół sekundy szybciej niż Hermiona była w stanie się obronić. Wydając z siebie przerażony krzyk, upadła na ziemię, gdy przetaczała się przez nią fala za falą agonii. Mocno ścisnęła różdżkę, próbując zmusić się do skupienia się na nieznośnym bólu, gdy Elanya się do niej zbliżała. „Chociaż to świetna zabawa, mam wobec ciebie inne plany… i lepiej przygotujmy się, zanim Fred wróci”. Sięgnęła w dół i wzięła różdżkę Hermiony, zanim rzuciła klątwę.

Poczuła natychmiastową ulgę, gdy zaklęcie Elanyi dobiegło końca i nie mogła zrobić nic więcej, jak tylko złapać powietrze, gdy jej mięśnie mimowolnie drgnęły, gdy rozluźniły się od napięć z powodu tak wielkiego bólu. "Dlaczego?" Słyszała, jak pyta… w tej chwili nie miała kontroli nad wieloma rzeczami, w tym nad tym, czy jej myśli zostały zinternalizowane.

"Dlaczego co?" Elanya zadrwiła. „Dlaczego ci to robię? Ponieważ stoisz mi na drodze. Resztę moich decyzji uzasadniam samodzielnie i nie czuję potrzeby dzielenia się nimi z tobą”. Wycelowała różdżkę i ostrożnie powiedziała. "Imperio!" z siłą i pasją.

Natychmiast poczuła, że ​​jej umysł spowija mgła… Nie musieć myśleć była kojąca i część niej bardzo chciała poddać się szorstkiemu głosowi, który kazał jej wstać. Ale Hermiona już wcześniej widziała, jak Harry pokonuje Władczą Klątwę… a Lee walczyła z wpływem Elanyi do tego stopnia, że ​​musiała go obezwładnić po tym, jak zwabił Freda do sklepu. Wiedziała, że ​​można przezwyciężyć klątwę, więc trzymała się tego, nawet gdy zrobiła to, co powiedziała Elanya i wstała.

"Zatrzymywać się!" Oboje odwrócili się i zobaczyli Jacey po drugiej stronie polany z różdżką wycelowaną w Elanyę. „Skończ z klątwą”. zażądała.

– Nie sądzę, żebym to zrobił. Elanya roześmiała się, wkładając różdżkę Hermiony z powrotem do jej dłoni i rozkazując jej zaatakować Jaceya.

Natychmiast wystrzeliła ogłuszacz w swoją przyjaciółkę, nie mogąc zrobić nic innego i była zadowolona, ​​że ​​na czas zobaczyła swoją tarczę. Ale w swojej głowie Hermiona ciężko walczyła z wpływem Imperious Curse, próbując użyć murów fortecy, które zbudowała, aby trzymać Harry'ego i Lunę z dala od jej umysłu, aby również zablokować wpływ Elanyi.

Zamiast odpowiedzieć ogniem na grad zaklęć, których Hermiona nie była w stanie powstrzymać, Jacey użyła swojej różdżki, aby utrzymać swoją tarczę w górze i wycelowała wysoko nad głową Elanyi, podpalając ciężką gałąź w eksplozji płomieni i powodując jej wypadnięcie. i upadek. Elanya zanurkowała, gdy ognista gałąź ledwie minęła jej głowę.

"Zabij ją!" Krzyknęła na Hermionę, unosząc różdżkę i razem z nią rzucając zaklęcia na Jaceya.

Avada Kedavra… Słowa powtarzały się w głowie Hermiony, przerażając ją implikacją ich znaczenia. Nie chciała ich wypowiedzieć, tych dwóch słów, których wolałaby się nigdy nie nauczyć. Nie chciała użyć ich przeciwko komukolwiek, nie mówiąc już o Jaceyu. Nie… Nie… Nie… Cały czas skupiała się na tym jednym maleńkim słowie, które miało tyle mocy, tyle buntu. Avada Kedavra… Nie… Avada Kedavra… NIE. Krzyczała na siebie, gdy w jej głowie toczyła się bitwa. "NIE!" W końcu krzyknęła głośno, wyrywając się na bok i celując różdżką w Elanyę. Sprzeciwianie się klątwie bolało, ale parła dalej, powtarzając sobie w kółko, że jej myśli i czyny należą do jej własnych… że jej racjonalnie zdrowy umysł był potężniejszy i bardziej kontrolowany niż chaotycznie szalony umysł Elanyi. Ale wciąż nie mogła zmusić się do rzucenia zaklęcia na osobę, która tak bardzo próbowała ją kontrolować i Elanya wiedziała o tym, uśmiechając się niegodziwie, ignorując swój wybuch, by kontynuować pojedynek z Jaceyem. Zamiast kontynuować walkę z przeklinaniem tego, który przeklinał ją, Hermiona wzięła wcześniejszą wskazówkę od Jaceya i skierowała różdżkę w górę na drzewa. "Diffindo!" Płakała, odcinając kilka wysokich gałęzi i patrząc z pokręconym poczuciem satysfakcji, jak spadają na głowę Elanyi.

Hermiona upadła na kolana, gdy poczucie konieczności walki z czymś opuściło ją wraz ze świadomością drugiej dziewczyny. "Czy wszystko w porządku?" – zapytał Jacey, podbiegając i opadając obok niej.

"Nie jestem jeszcze pewny." Odpowiedziała drżącym głosem.

- Cóż, niestety nie mamy czasu, aby się upewnić. Harry poprosił mnie, żebym odwiózł cię do domu, więc musimy się pospieszyć, żebym mógł wrócić i mu pomóc.

Potrząsnęła głową, żeby to ogarnąć i spojrzała z przerażeniem na Jaceya. „Co masz na myśli? Jeszcze mu nie pomogłeś… wciąż jest pod tymi kamieniami?!”. Zerwała się na nogi, potykając się trochę, więc Jacey musiał ją wyciągnąć i podtrzymać.

„Nie miałem wyboru, kazał mi to zrobić. Na krótko zneutralizowałem Elise i Sarę, ale nie na długo, ponieważ oni i ludzie w łodziach wiosłowych lada chwila znajdą się na brzegu. Musimy iść”. Nalegała.

- Tak, żeby pomóc Harry'emu. Nie możemy go tak po prostu zostawić tutaj samego! Hermiona zaprotestowała.

Potrząsnęła głową. - Luna wróci z Draco i Lupinem. Tracimy czas na kłótnie. Wyciągnęła rękę, by chwycić Hermionę za rękę, aby mogła aportować ich z powrotem do Hogwartu.

Odskoczyła i zaczęła biec z powrotem w kierunku plaży, chcąc trzymać się z dala od uścisku Jaceya, żeby nie mogła jej zmusić do odejścia. Po prostu nie mogła porzucić Harry'ego… tak bardzo, jak bardzo chciała wrócić i odpocząć swoim obolałym ciałem, tak bardzo, jak bardzo chciała zobaczyć Freda i upewnić się, że wszystko z nim w porządku… Po prostu nie mogła, dopóki nie była pewna, że ​​jest ktoś inny stanąć z Harrym. Kiedy Luna przybędzie tu z pomocą, pozwoli Jaceyowi zabrać ją, gdzie tylko zechce… do tego czasu nikt nie mógł zrobić nic, by przekonać ją do wyjazdu.

(PRZERWA)

Harry wiedział, że skały zostały podpalone, gdy tylko to się stało. Dym przedostał się przez szczeliny między kamieniami, oślepiając go i dusząc. Otaczało go piekło i czuł, że jego skóra topnieje. A potem przyszła ulga, która powiedziała mu, że Jacey odzyskał kontrolę nad sytuacją. Słysząc, jak z niepokojem woła do niego, otarł pot z twarzy i wysłał ją, by znalazła Hermionę. Wiedział, że potrzebował tylko minuty, żeby się pozbierać i wolałby, żeby Jacey spędziła swój czas pomagając komuś, kto naprawdę jej potrzebował, niż marnować go na czekanie, aż się uwolni. Nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby Hermiona została zraniona, ponieważ zbyt wiele osób martwiło się o niego.

Nawet przez kamienną barierę był w stanie usłyszeć głośny krzyk odbijający się echem w powietrzu. Wiedział, że to Hermiona i wiedział, że musi szybko coś zrobić, ponieważ stało się jasne, że Jacey nie dotarł do niej na czas. Zamykając oczy, zignorował, jak bardzo było gorąco i skupił swój umysł na niczym poza swoją mocą. Wyobrażając sobie odrywające się od niego skały, wziął ten obraz i wypchnął go na zewnątrz. Czuł, jak kamienie wibrują wokół niego, gdy jego moc odepchnęła zaklęcie, którego użyła Elise, by go uwięzić. Podwajając wysiłki, naciskał coraz mocniej i mocniej, aż poczuł, że jego mózg eksploduje z wysiłku. A potem z głośnym trzaskiem był wolny. Zerwał się na równe nogi i rozkoszował się uczuciem lekkiej, słonej bryzy na jego zaczerwienionej i spoconej skórze. Spoglądając na wodę, mocniej ścisnął różdżkę, gdy zobaczył trzy łodzie wiosłowe wypływające na brzeg, pełne ludzi celujących w niego różdżkami. Elise i Sarah były na pierwszej łodzi, która uderzyła w piasek, zeskoczyły i podeszły do ​​niego z triumfalnymi uśmiechami.

– Czy zdecydowaliście się pójść popływać, żeby się trochę ochłodzić? Zapytał drwiąco, biorąc pod uwagę fakt, że obaj byli przemoczeni, a ich ubrania spalone. Starał się zachować pewność siebie, ale na plaży było już około dwudziestu osób, które chciały wystąpić przeciwko niemu. W głębi umysłu miał nadzieję, że fakt, że ani Jaceya, ani Hermiony nie było w pobliżu, oznaczał, że udało im się wydostać z wyspy, więc gdyby musiał wysadzić całe to miejsce, mógł to zrobić bez poczucia winy.

– Tak, dzięki uprzejmości twojego przyjaciela Jaceya. Elise odpowiedziała niemal dumnie. „Jest całkiem małą zapalniczką, kiedy wystarczająco ją zdenerwujesz”.

„Nie zwracaj uwagi na naszych przyjaciół tutaj, nic nie zrobią, jeśli im nie powiemy”. Sarah uśmiechnęła się, widząc, że Harry ostrożnie przygląda się tłumowi, czekając, aż ktoś wykona ruch. „Ale pamiętaj, że są to niewinni ludzie, których po prostu rzuciliśmy na siebie urokiem… Wiem, że nie chciałbyś być zmuszony do ich skrzywdzenia”.

Harry rozejrzał się z przerażeniem, gdy w końcu zdał sobie sprawę, że otacza go tak wiele pustych twarzy. Wszyscy ci ludzie byli pod klątwą Imperiusza i prawdopodobnie nie mieli pojęcia, dlaczego są teraz zmuszani do przebywania na tej wyspie. Biorąc głęboki oddech, stwardniał, przygotowując się na wszystko, co może nadejść. Jasne, że nie chciałby skrzywdzić nikogo niewinnego, ale było jasne, że nie może pozwolić, by Elise i Sarah uciekły i kontynuowały swoje pokręcone intrygi. „Na wojnie zawsze są ofiary”. Wrócił z przekonaniem, mając nadzieję, że jeśli naprawdę sądzą, że jest w stanie skrzywdzić innych, by dostać się do nich, nie zawracają sobie głowy wykorzystywaniem tych ludzi jako pionków.

"Naprawdę?" – zapytała Elise, choć nie wydawała się zaskoczona jego odpowiedzią. – Ale… pomyśl o wszystkich ich rodzinach, które będą cię winić. Szydziła.

„Jestem przyzwyczajony do tego, że ludzie nie myślą o mnie najlepiej”. Wrócił. Żołądek miał ściśnięty, gdy próbował przygotować się do zrobienia nie do pomyślenia i skrzywdzenia niewinnych ludzi, gdyby musiał. W końcu nie byli sobą i chętnie by go zabili, gdyby którakolwiek z kobiet im to powiedziała… po prostu musiał o tym pamiętać i gdyby to zależało od niego lub od nich, nie miałby innego wyboru, jak tylko wybrać siebie. „Odebrano mi niewinnych ludzi, ich rodziny nauczą się żyć dalej, tak jak ja”. Dodał bezdusznie, ciężko pracując, by znaleźć się w miejscu, w którym mógłby się skupić bez wyrzutów sumienia i poczucia winy… przynajmniej do końca.

Elise i Sarah wymieniły spojrzenia i pokiwały głowami z aprobatą. - I to uczucie umacnia nasze przekonanie, że jesteś po złej stronie wojny, Harry. Elise uśmiechnęła się. „Nawet jeśli ministerstwo i wszyscy twoi przyjaciele wygrają, życie, które mogą ci zaoferować, nigdy cię nie zadowoli, ponieważ nie jesteś do końca taki jak oni. Dołącz do nas i zobacz, jak to jest oddać się sobie bez strachu przed osądem”.

- Już ci mówiłem, nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego! Krzyknął, unosząc różdżkę. Wolałby walczyć niż stać tutaj i rozmawiać… to tylko dało im szansę wejść do jego głowy.

- A dlaczego nie? Nie różnimy się tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. Elise uniosła własną różdżkę, gdy Sarah zjeżyła się obok niej, gotowa użyć swojej mocy przeciwko niemu. „Ty, ja, Sarah, Jacey, Elanya… wszyscy jesteśmy zdolni do równych napadów całkowitej szczerości i całkowitej zdrady, wszechogarniającej miłości i niszczycielskiej nienawiści, hojnego miłosierdzia i samolubnej zemsty. Nikt z nas nie należy do Voldemorta i jego Śmierciożercy lub z Dumbledore'em i Ministerstwem, ponieważ jesteśmy silniejsi niż oni. Wiesz dlaczego? Ponieważ możemy zrozumieć wzloty i upadki wszystkiego, co jest drogie obu stronom. Jesteśmy w stanie zrozumieć i popełnić całkowite zło, jednocześnie znając i akceptując całkowicie dobrze. To ciemne miejsce, do którego się zabierasz, aby robić rzeczy, które czujesz, że musisz zrobić… tam nie ma miejsca dla tej części ciebie. Ale jest z nami, możemy zaoferować ci całkowitą akceptację i szansę na walcz i uczyń swoje życie i świat takim, jakim chcesz. Chcesz litości dla mugoli? Zrobione. Chcesz, aby twoi bliscy żyli w pokoju przez resztę życia? Zrobione iz przyjemnością. Wszystko, czego zapragniesz, może być twój."

„Tak długo, jak zgodzę się podniecać wszystkich i wszystko, co znam”. Potrząsnął głową.

- Co oni naprawdę dla ciebie zrobili, Harry? zapytała Sara. „Wszystko, co ci dali, to iluzja ich pomocy. Dumbledore wyrwał cię z piekła życia, które tak naprawdę pomógł ci zorganizować… Pokazał ci zupełnie nowy świat, w którym byłeś potrzebny i gdzie było nawet kilka którzy się ciebie bali, tylko po to, by potem wielokrotnie wysyłać cię z powrotem do miejsca, w którym nadal byłeś niemile widziany i niekochany. A Weasleyowie, czy to naprawdę ich rodzina wciąż robi dla ciebie, czy to ty teraz robisz dla nich. W końcu, rozumiemy, że dzięki tobie cała ich rodzina ma bezpieczne miejsce do życia bez konieczności płacenia jakiegokolwiek czynszu. Nie wspominając już o tym, że wątpię, by Arthur Weasley był poważnie brany pod uwagę na stanowisko ministra, gdyby jego najmłodszy syn był stale zaangażowany w ciebie rzuciłeś ich rodzinę w sam środek wojny. Zaprzyjaźniając się z nimi, dałeś wiarę ich imieniu i wyniosłeś ich do punktu, w którym w końcu są traktowani poważnie. I bez twojej inwestycji Fred i George nigdy by nie byli w stanie otworzyć swój sklep, co oznacza, że ​​rodzina byłaby tak samo bez środków do życia, jak przed twoim przybyciem. Jesteś złotą gęsią Weasleyów… Myślę, że Ron traktowałby cię lepiej.

– Wy dwoje z pewnością myślicie, że dużo wiecie o moim życiu. Odpowiedział sztywno.

„Więcej niż myślisz… zwłaszcza, że ​​możemy spojrzeć na to ze świeższej perspektywy niż ty masz obecnie”. Sara się roześmiała.

„Pomyśl o tym, Harry… dołącz do nas i przekonaj Jacey'ego, by też to zrobił, a my możemy wyjść i znaleźć więcej takich jak my… Wyobrażasz sobie? Powstaniemy i podbijemy obie strony wojny, a ty nigdy więcej musisz się martwić o życie każdego, kogo kochasz. A tymczasem ty, ja, Sarah, Jacey i Elanya możemy rządzić światem.

– A co z Luną? Zapytał w napięciu, zauważając po raz drugi, że ją wykluczyli.

Kobiety ponownie wymieniły spojrzenia, ale tym razem nie wydawały się tak pewne siebie. Najwyraźniej wiedzieli, że nie spodoba mu się to, co zamierzali powiedzieć, i każdy próbował wymyślić najlepszy sposób, aby to ująć. Starał się zajrzeć do ich umysłów, ale ta moc pozostawała niewytłumaczalnie nieuchwytna. „Po spotkaniu i zobaczeniu jej osobiście od razu wiedzieliśmy, że już jej nie chcemy. Na świecie są inni jasnowidze, których możemy znaleźć… choć wydaje się potężna, Luna po prostu nie jest taka jak my”. - powiedziała w końcu Sara. - Jeśli Voldemort nadal jej chce, to jego sprawa.

„Nie ma znaczenia, czy Voldemort nadal jej chce, ona nie ma w sobie ciemności, którą ma reszta z nas”. Elise szybko wyjaśniła, szturchając Sarę, by zasugerowała, że ​​nie radzi sobie z tym dobrze. „Jest po tej stronie, na której powinna być”.

Harry patrzył na nich przez chwilę, zanim niekontrolowany śmiech wyrwał mu się, sprawiając, że poczuł się na wpół szalony. „Więc pozwól mi to wyjaśnić… chcesz, żebym nie tylko do ciebie dołączył, ale potem odwrócił się i pomógł ci zmiażdżyć Lunę i wszystkich, którzy z nią walczą? Obiecuję ci, że to się nigdy nie stanie”.

„Nikt nie powiedział, że będziesz musiał wystąpić przeciwko niej… Wątpię, by wystąpiła przeciwko tobie”. Sara odpowiedziała spokojnie. „Kiedy zwyciężymy, możecie znów zostać przyjaciółmi i odskoczyć w stronę zachodzącego słońca, dla wszystkich, na których nam zależy. Ale ona nie jest teraz niczym więcej niż ciężarem, ponieważ jest prawie niezdolna do robienia rzeczy, do których byśmy jej potrzebowali… i Mówię prawie, bo spójrzmy prawdzie w oczy, jako ludzie jesteśmy zdolni do wszystkiego w odpowiednich okolicznościach. Ale nawet w obliczu własnej i być może twojej śmierci nie była w stanie zrobić tego, co było konieczne. Pomyśl o tamtej nocy u cioci and uncle's house… I had you pinned so to speak and she came in with that ring, but did she actually hit me? No, instead she chose to create a fiery barrier between us to protect you. But when I was ready to take her life, you threw me against the wall and dropped a corner of the house on me. I bet you even wished I was dead for a brief moment. Don't you see? She was willing to risk her life to protect you but not kill me whereas you were completely willing to take my life if it meant saving hers. She doesn't have it in her to succe ed against those with dark intentions."

"It’s best if you leave her behind now and join us. Then having made the world in your image, you can find her again and live whatever life you want." Elise took a step closer, trying to have him focus on her. He could tell she was upset with Sarah, and he realized she must be the brains of their operation as it was clear she knew what to say to people to get them to listen to her. "But even if you deny us and stay with her Harry, you’ll only wind up ruining her life because even if you all manage to win the war, you’ll never be happy with the strict and structured life that comes with living by someone else’s rules. It’s not in you to give up the excitement and adventure and you’ll wind up chasing the last of Voldemort’s evil around the world... do you really want to expose Luna to a life of constant danger? Wouldn’t it be better to create the kind of world you can live in happily so that you can give those you care for the kind of life you think they deserve?"

"Come on Harry." Sarah also took a step closer. "Join us. Without you on that side, Luna will be safer because not only will she not want to fight, she’ll have no reason to. Let her close herself up in a room somewhere, foretelling the future and staying out of battle… along with your friend Ron. He’s strong but not strong enough to do what is necessary. Fred and Hermione have potential, but we have other things in mind for them… Well for Fred anyway"

"Meaning?" He moved closer to them, pretending he was being reeled in by their pitch. He already knew that Luna was one of those people who exuded a beacon of light, he didn’t need them to tell him she had no darker side from which she gained the will to do unspeakable things… because her actions were never unspeakable. Her guilt over things she had done or let happen may be as deep as the rest of them, but that wasn’t the same thing as this darkness Elise was talking about. He knew she was safer away from all of these people… they all were. But the last thing he would do was walk away and leave her to face it all alone, no matter how convincing their arguments. "Why do you guys want Fred so badly?" He pushed the issue, hoping to gain something useful while driving their focus away from telling him how horrible he would make Luna’s life no matter what happened… he had those fears all on his own, he didn’t need these women feeding them.

"He will help us against the Ministry. Arthur will never do anything that would endanger another of his children and having Fred ensures his cooperation. We can’t tell you how yet… but if you joined us, it would guarantee that you were there to look out for him."

"You can’t tie him to Edmund and we’ve uncovered your spy. Fred has already left the island and there’s no way he or the rest of us will let you trap him again." He insisted.

"He’ll return, Hermione is still here." Sarah smirked.

"How do you know?" He demanded.

She and Elise both pulled small discs from their ears and proudly showed them off. "We’ve been in constant contact with Elanya." Sarah replied almost gleefully. "We just heard her put Hermione under the Imperious Curse. Wonder what she’ll have her do…"

Harry flicked his eyes, holding out his hand as both discs flew into it. "It’ll have to remain a mystery… but I’m sure Jacey will be able to help Hermione take care of Elanya. After all, she’s like us and can do those dark deeds that are necessary." He said harshly implying that their friend was about to be killed while completely panicking on the inside. Part of him wanted to immediately run to Hermione’s side before anything horrible could happen. But he knew that turning his back on Sarah and Elise would be a huge mistake… plus they would most likely give chase and bringing them to Elanya wasn’t going to help anyone but them.

"Give those back." Sarah demanded as if her voice alone was enough to make him do so.

He laughed in her face. "Come and take them." He taunted, pleased to have found a way to turn the tables and make them the ones who were upset and frustrated.

The air began to crackle around him, indicating that people were about to apparate in… Apparently they felt it too. "Well, looks like we’re about to have company." Elise smiled wickedly. And then she gave her unwilling minions the order to attack before Luna had the chance to fully materialize herself and those she’d brought with her.

(BREAK)

"I don’t know why you kids insist on doing things the most difficult and dangerous way possible!" Lupin said as he angrily paced around the parlor of the Shrieking Shack.

Luna had just told him and Draco everything while Drake was in the other room giving Fred a complete check up and she knew they were both surprised by the amount of cunning and secrecy put forth not only by them, but by Elise, Sarah and Elanya as well. "We didn’t know who the spy was… if we had gone to you or Dumbledore for help sooner, there’s no telling whether Erebos would have found out and told the girls. They could have moved Fred or worse, just decided to cut their losses and kill him."

"There’s always a reason…" Lupin muttered, shaking his head. He took off his amulet and put it in his pocket before stretching his shoulders. "How bad is it there? What can we expect when we arrive?"

"Last I saw, Hermione was dueling Elanya while Harry and Jacey tried to hold off Sarah and Elise… but there were three boats full of people rowing ashore." She answered, taking a seat next to Draco who had just removed his amulet as well.

"I don’t recommend you go back with them, all it’ll take it stepping the wrong way and you risk undoing all the work I just did." Drake said as he and Fred came back into the parlor. He turned to Luna. "And you shouldn’t go either. Dragon claws can cause more damage than anything else because of the poisons that make up the tip of each one. Breaking the skin won’t do much, but they gouged up your arm pretty good, the poison had already begun working it’s way through your blood and I had to expel it before I could close the wounds."

Poison… Luna looked down at her now bandaged forearm and realized that must be why she’d begun to feel so tired before the healer worked on her. But she felt much better now and was simply eager to get back to Harry, Hermione and Jacey. "I have to go, I’m the only one who can get Lupin and Draco there to help."

"I’m going too, you can’t stop me." Fred protested. "I’m not a student, you have less control over me than you do her I promise you."

Drake shook his head. "If you go with, I will immediately report all of this to Albus. And Luna, if you don’t go drop them off and come right back, I will report to Albus. How does that settle with the both of you?" He asked angrily. "I’ve gone above and beyond to keep all your secrets and I’m sure I’m going to have enough to deal with when the others do get back here… I don’t need to worry about fixing injuries I’ve already fixed once."

Dumbledore already told Lupin that as a condition of letting us leave the Aurors, he has to bring us all to him to explain what’s been going on. Luna heard Draco think out to her. Either way, the day is going to end in the Headmaster’s office and some of these secrets are going to have to come out. It’s up to you whether you stay on the island and help or not. He insisted, always one to push for free will and choices since escaping a life where he had neither.

It was just as well. She hadn’t cared about Drake’s threats, she had already intended to stay on the island for as long as it took. Reaching out to take Draco and Lupin’s hands, she focused in and prepared to leave. Having actually been to the island now, she knew she could get them exactly where they wanted to be- on the beach. She felt Fred’s intentions at the last minute and didn’t stop him… he had every much as right to go back as she did and she’d hate to be the one to keep him from going. At the last possible second, he ducked around Drake and threw his arms around her as she whisked them all away.

"Protego!" She heard Harry yell as soon as they all arrived on the beach. Luna turned in time to see him fly backwards as Sarah unleashed her power on him while he was distracted protecting them. She, Lupin, Draco and Fred already had their wands out and were casting instantly as a swarm of people armed with their own wands descended on them.

Luna quickly stunned and bound the woman who had been attempting to duel her before desperately searching to see what had happened to Harry, but she was distracted as another person came forward to duel her. Staring into the guy’s blank eyes only confirmed her suspicion. "They’re under the Imperious Curse! They don’t know what they’re doing so be careful!" She called out to her friends as she bound the man, not wanting any of these people hurt too badly simply because they couldn’t control their own actions.

"How ironic! I was just telling Harry all about how you were too weak to join us and here you are proving my point." Elise sneered, as Luna whipped around to face her. "They are nothing these people, you should be perfectly willing to mow them over in the name of your greater good."

"My greater good doesn’t include murdering innocent people." She returned.

"Even if ensuring they’re alive means we escape? What about if they want to hurt you?" Elise asked tauntingly. "I’m curious to see just what you’ll do, this is your chance to surprise me." She turned to three of the people from the boats who were still standing motionless and waiting for orders. "Kill her slowly and painfully." She instructed them.

Luna instantly cast, managing to disarm one of them before being forced to shield. Not having a wand didn’t stop the first guy from joining the other two as they circled her and attempted to curse her with a multitude of spells. She kept her eye on him as she continued to shield and attempted to duel. The sand beneath her feet suddenly exploded and she felt herself fly backwards and her wand leave her hand. Sitting up, she saw Fred intercept the two with wands, forcing them to duel him if they wanted to reach her. Looking around she saw her wand a few feet away and quickly reached for it only to be pushed back into the sand as the man she’d disarmed tackled her, crouching over her and pinning her to the ground as he squeezed his heavy hands around her throat.

"Now what are you going to do?" Elise laughed as she came to stand over them. "Here, I’m curious." She kicked Luna’s wand over within her reach. Grasping it quickly as she struggled to breathe, she did the only thing she could do. "Crucio!" She choked out, using her rapidly dimming mind to strengthen her intentions behind the spell as she pointed her wand directly at Elise.

The woman dropped to the ground writhing in pain, through she was gritting her teeth to keep from crying out. "Release the Imperious Curse." Luna wheezed out before the man squeezed down on her throat even more, completely cutting off the last small bit of oxygen she’d still been getting.

"My pain ends when you die." Elise gasped out, squeezing her eyes against the tears of agony rather than give Luna the satisfaction of seeing them. "You want him off you, do the work yourself!"

But that was no longer an option. Luna felt her grip on her wand loosen as her sight grew dark around the edges. She fought unconsciousness but between the man’s hands cutting off her air and his entire weight pressed down on her body, she felt like her chest was going to explode at the same time she was being crushed to death. She silently called out for Harry but even had they not been on this stupid island, she doubted she would have been successful.

And then the rough hands released her throat as the man collapsed over her, becoming a dead weight on top of her. Coughing and gasping for air, she looked up to see Harry standing over them with his wand out and a look of fury across his face.

(BREAK)

Fred stunned the man and woman who had been trying to attack him and quickly looked around to see who else needed help. He wished they were fighting on solid ground as the sand made it far too easy for him to step wrong and re-injure his leg. Catching sight of Elise standing by and watching as three people attacked Luna, he saw his priority and carefully hurried over. She managed to disarm one of them but the other two were unrelenting in their casting, giving her little else to do other than shield against them… and then one of them sent an explosion spell and she flew back. Fred quickly inserted himself into the fight, drawing the attention of the two with wands and hoping Luna could handle herself against Elise.

"Stupey!" Someone called from behind him, hitting one of the two people he was dueling and allowing him to easily take care of the other, binding him so that he couldn’t hurt himself or anyone else.

With the immediate threat over, Fred turned to see who had helped him and found Hermione standing there among the trees with her wand out as Jacey came running up behind her. He was relieved to see her as his heart had nearly leapt out of his chest upon realizing neither she nor Elanya were on the beach. He raced over and wrapped his arms around her, too happy to care about what else was going on.

"I am going to help out Draco and Lupin." Jacey announced, running off to the beach as she caught sight of something that clearly disturbed her.

"You shouldn’t have come back." Hermione said even as she squeezed him tighter.

He pulled away and lightly touched her forehead, which was seeping blood from a rather large gash. "How could I not?" Uśmiechnął. "Episkey." He pointed his wand at her head and magically healed over her wound until Drake could take a better look.

She stared up at him in concern. "They still want to find a way to use you. Elanya-"

"Elanya is sickened by this display between you two."

Fred froze and they both turned to find Elanya stalking through the trees toward them looking pretty banged up… but the fire in her golden eyes showed that she was still very much in this. Grabbing Hermione’s hand, he made to run back to the beach where their friends could help them but she shouted an unfamiliar spell, making the trees bend and twist as they moved to block they path and their view of the sand and ocean.

Without waiting to see what came next, he turned and shot a wind tunnel from his wand, sending it sweeping toward Elanya and forcing her to retreat as nothing she did could dissipate his spell. "Run!" He shouted at Hermione, figuring they’d never have a better chance. He hoped his tiny tornado scooped Elanya up and dropped her far out over the sea, but he didn’t have time to sit there and watch to be sure. At this point survival was key, and so they ran along the trees, trying to find a break in the woman’s enchantment that would allow them back onto the beach.

Fred felt it immediately when he stepped wrong, his foot landing on an upturned tree root rather than the forest floor. He felt his ankle roll and give out on him and Drake’s warning replayed over and over in his head as he went down. "Fred!" Hermione had stopped and turned to come back but was stopped a large branch came flying out of nowhere and missed her by inches. She instantly turned and waved her wand, sending Sarah flying as the ground exploded beneath her. "Come on!" She ordered him, grabbing his arm and trying to help pull him to his feet.

He limped along after her while his leg throbbed painfully from his foot all the way up to his hip and he wondered just how bad it was to re-injure something that had just received energy work… apparently he was about to find out. "I know you both are out here!" They heard Sarah calling happily as she stalked after them though Elanya was no where to be found.

Fred turned with his wand ready but Hermione reached out and stopped him. "No, I have a better idea. Come on." She smiled and took his hand, quickly leading the way through the trees and toward the mountains as he struggled to ignore the pain shooting up and down his leg. And then she stopped walking and started yelling for no reason that he could see.

"Hej!" He squeezed her hand. "Co robisz?"

"Drawing Sarah’s attention." She said quietly before yelling again.

"Well it seems to have worked…" He replied as they heard someone come crashing through the trees. At last Sarah emerged before them as they all three stared each other down. The woman’s face was severely cut and there seemed to be bits of stone protruding from her flesh… he wondered what exactly Harry had done to get away from her and felt it should have been worse.

And then Hermione was pulling him along again as Sarah gave chase, forcing them both to duck as she used her power to hurl things at them. Fred felt like his leg was on fire it hurt so badly but he pushed himself forward, determined not to be what slowed them down and got them caught. Suddenly Hermione arced wide and he nearly tripped again as he tried to follow. Then came the cries of surprise and fury. They turned to find Sarah in the grasp of the very same plant that had earlier tried to devour Hermione. She was struggling against the tentacle-like protrusions as more and more of them came out to latch onto her.

"Well, that should hold her for awhile." Hermione grinned at him as he stared at her in impressed bewilderment.

"One psycho down, two to go." He said taking the opportunity to check his ankle, which was extremely swollen.

"You just aren’t going to be happy until it actually is broken are you?" She joked lightly though he could tell she was worried.

"We have to figure out how to get back onto the beach. Without Harry, Luna or Jacey we’ll never get out of here." He stood and surveyed the area they were in. They started walking to the other side of the island figuring that perhaps they could get on the opposite beach and simply walk their way around.

"Are you sure you’re going to be able to make it?" She asked as they at last reached sand and sea. Apparently Elanya charm with the trees hadn’t extended this far to block them.

"I don’t have a choice." He threw his arm around her shoulders and pulled her close as they walked, glad for her company.

"Do you hear that?" She asked, stopping suddenly and turning to look out over the water. Wave after wave was washing up on shore, rising higher and slamming down harder as they came closer and closer to them. She instantly cast, trying to send the waves back out to sea before they could wipe them out and carry them into the water.

Fred turned and caught sight of Elanya hidden among the trees as she directed the waves with her own wand, struggling to maintain her control against Hermione’s resistance. "Expelliarmus!" He shouted, watching in satisfaction as her wand was ripped from her hand and sent sailing down the beach.

"Sarah! Fred’s getting away!" Elanya angrily screamed for her friend who appeared a few feet away. She had leaves tangled in her hair and she was covered in scratches, but clearly she’d fought and managed to escape the strange plant. Hermione quickly used her wand to deflect the large dead tree Sarah threw at them while Fred took a cue from Elanya and used the same spell she’d uttered earlier to shift the trees to block the two from reaching the beach. Sarah stumbled back into the woods as she was roughly shoved out of the way, but Elanya dove through before she could be cut off. She scrambled for her wand and Fred became aware that the only way of stopping her might just be to kill her… a concept he wasn’t entirely comfortable with.

"Can you swim?" He asked, quickly turning to Hermione and stopping her from trying to go engage Elanya in another useless duel.

"Enough to not drown." She replied uncertainly.

"That’ll have to be good enough… just stay close to me. She won’t follow us in."

"But if she finds her wand we’ll be sitting ducks out there." She protested.

"Not if she can’t find us." He grinned, waving his wand first over her and then himself as he cast a Bubble-Head charm on them both. Seeing Elanya rise triumphantly with her wand, Fred pulled Hermione into the water and together they dove beneath the waves.

(BREAK)

Ginny had gone to get her coat and been walking around outside since being dismissed from Dumbledore’s office fifteen minutes earlier. She had no idea what was going on but as Harry, Luna and Hermione were nowhere to be found after such a serious occurrence in the school, she knew there was a whole lot more to it than Erebos and his attempts to go after her and Ron. Worse, it seemed Draco was at least in part aware and she kicked herself for not asking him more about it this morning after Erebos had been at her door… Now he and Lupin were off doing who knew what and she was left to wring her hands and lose her mind waiting for them all to get back.

Hearing footsteps in the snow behind her, she turned and was slightly disappointed to find Ron "Come take a walk with me." He offered, stuffing his hands in his coat pockets as he stared at her hopefully.

Ginny stared at him like he was crazy. "Really? Look I’m reli

Podobne artykuły

Karen, moja kochanka (pt3)_(1)

Karen zwykle nie miała wolnego czasu, będąc jej mamą w karierze itp., Ale spędziła dziwną noc u mnie, ale na jej urodziny umówiliśmy się, że pojedziemy i spędzimy razem kilka nocy w hotelu. Zostawiłem samochód u niej i poszliśmy z plecakami na dworzec Diss. Utrzymywałem lokalizację naszego hotelu w tajemnicy, więc byłoby? niespodzianka dla niej. W Norwich musieliśmy przesiadać się i załatwić pociąg do Ely, gdzie przesiadaliśmy się ponownie na Cambridge. Nasz hotel był luksusowym hotelem z widokiem na rzekę. Byliśmy za wcześnie na rezerwację, więc poszliśmy na spacer? po mieście przed dokonaniem rezerwacji. Kiedy już byliśmy w stanie, zarezerwowaliśmy w...

1.6K Widoki

Likes 0

PRACA PO SZKOLE

„Prawie z tym skończyłeś, Craig”, zapytała Paula Horton!?! „Uhm, tak proszę pani”, odpowiedział, kładąc ostatni galon farby na półce wystawowej, „pozostało mi tylko posprzątać puste kartony i opakowania!!!” Dobrze, powiedziała, odchodząc, kiedy skończysz, chcę cię zobaczyć w moim biurze!!! „Pewnie”, odpowiedział, „Będę tam za dziesięć minut!!!” Craig pracował popołudniami iw soboty w sklepie żelaznym Pauli Horton przez ostatnie trzy miesiące i chociaż praca nie była szczególnie trudna, sama możliwość przyjrzenia się Pauli Horton była zdecydowaną korzyścią dodatkową!!! Chociaż nie był pewien, ile ma lat, najlepiej przypuszczał, że ma około czterdziestki, jej półładna twarz w połączeniu z niezwykłą klatką piersiową sprawiły, że...

1.5K Widoki

Likes 0

Czas na zabawę — rozdz. 1 — Nowy początek

CZAS ZABAWY – ROZDZIAŁ. Ja – Nowy początek Byłam wieczorową osobą, a mój mąż John był porankiem; Chodziłem dla ruchu, on przebiegł 10 km; Mógłbym z łatwością spędzić w łazience dwie godziny w nocy, a będąc mężczyzną, zajęłoby mu to dziesięć minut; Wolałem Roda Stewarta, wysiadł na starym country i rockabilly z lat 50. Nie miał już ochoty na seks ze mną. Kochanie, potrzebuję szturchnięcia dziś wieczorem, powiedziałbym, że raz na trzy tygodnie, kiedy zaczynam mieć wzdęcia i skurcze. Zrobiłby to, ale zawsze wiedziałem, że do następnego razu miną kolejne trzy tygodnie i będę musiał zainicjować to od nowa. Już dawno...

959 Widoki

Likes 0

Brudna ulica

Właśnie dziś rano wyszedłem z domu. Przeszedłem przez ulicę. Był wspaniały młoda nastolatka przechodzi obok. Mogła mieć 15 lub 16 lat. Nosiła krótkie spódniczki i piękne brązowe opalone nogi. Było lato, więc wszyscy byli w dobrych nastrojach. Ona ruszyła przede mną swoimi pięknymi długimi nogami. Gapiłem się na jej tyłek, który trzęsła się nieświadomie przede mną. Musiałem wystawić fiuta! Teraz ja Szedłem tuż za nią, pocierając mojego penisa. Och, mój Boże, czy to było przyjemne. gapiłem się na jej nogi, jej piękne włosy, jej okrągły bąbelkowy tyłek i potarłem mojego penisa. Potem ja musiał przyjść. O mój Boże, co za obciążenie...

949 Widoki

Likes 0

HISTORIA ALLISON: CZĘŚĆ TRZECIA

Mniej więcej przez następny tydzień Vic i Allison spędzali większość czasu w łóżku, na zmianę zaspokajając nawzajem ogromny popęd seksualny! Allison dowiedziała się, że Vic pochodzi z bardzo zamożnej rodziny, dzięki czemu mogła rzucić pracę kelnerki i poświęcić cały swój czas kochankowi! Allison przyjęła swoją rolę kobiety, jakby się do tego urodziła, i czuła się tak, jakby Vic był mężczyzną w heteroseksualnym związku, przejmującym kontrolę i wydającym wszystkie rozkazy! Kiedy byli w mieszkaniu, Vic miał jedną zasadę, której Allison musiała przestrzegać bez względu na wszystko, a mianowicie, żeby była cały czas naga! Mimo że Vic była dominacją w związku, było oczywiste...

561 Widoki

Likes 0

Młotek? Naprawdę?

Bardzo seksowny mężczyzna pracuje przy rynnach burzowych w moim domu, jest tu już od godziny. Na zewnątrz robi się gorąco i zaczyna się pocić. Kiedy zdejmuje koszulę, zastanawiam się, czy zauważył mnie w taki sam sposób, jak ja jego. Naprawdę zaczyna mi się robić gorąco i niepokoi mnie widok tego ciężko pracującego człowieka w swoim pasku z narzędziami. Więc wsuwam rękę w majtki. Rzeczywiście, moja cipka jest gorąca i spuchnięta, a łechtaczka twarda i gotowa do zabawy. Zauważyłem, że oparł drabinę o dom tuż przed oknem mojej sypialni na drugim piętrze. Nalałem mu szklankę lemoniady i zaniosłem ją na górę. Stał...

804 Widoki

Likes 0

Bandyci swatający: wielki napad na muzeum

Bandyci swatający: wielki napad na muzeum Rozdział pierwszy – „Noc w muzeum” Było około 2:30 w nocy w piątek drugiego tygodnia września i na zewnątrz było wyjątkowo ciepło. Fakt, że na zewnątrz było 78 stopni, cieszył mnie, że moja praca nie wymaga pracy na świeżym powietrzu. Firma, dla której pracowałem, otrzymała zlecenie na modernizację skomputeryzowanego systemu sieciowego Muzeum Sztuki i Nauki. Ponieważ następnego ranka muzeum miało zostać otwarte dla nowej wystawy rzadkich egipskich artefaktów, Joni i ja dostaliśmy jeden wieczór na dokończenie pracy. Pracuję z Joni już od około trzech miesięcy i już wypracowaliśmy sobie wzajemne poczucie komfortu, które zaczynają mieć...

779 Widoki

Likes 0

Terapia rodzinna_(1)

To była pora obiadu z moją rodziną – tatą (Henry), mamą (Phyllis), moją siostrą bliźniaczką (Andrea) i mną (Alex). Andrea i ja byliśmy bliźniakami, a teraz mieliśmy 18 lat. Mój tata i siostra byli zajęci rozmową i śmiechem, jak zwykle. Moja mama znowu się narzekała, bo właśnie skończyłam liceum (nie miałam zamiaru iść na studia) i nie miałam pojęcia, co chcę dalej robić. Pracowałem jako dostawca pizzy, podczas gdy moja siostra otrzymała pełne stypendium naukowe w miejscowym college'u i planowała zostać lekarzem. Chociaż moja siostra wydawała się idealna, nie miałam nic przeciwko. Zawsze była dla mnie miła. Mama: „Alex, czy wiesz...

1.7K Widoki

Likes 0

Broken Birds, część 3, wiązanie

Część 3 Klejenie Skulili się razem. Cztery przestraszone kobiety wcisnęły się na tylne siedzenie opancerzonego escalade, obserwując wschód słońca. Ich drugi ruch za dwa tygodnie. Nikt nie wiedział dlaczego. Wiedzieli, żeby nie pytać. Escalade był jednym z pięciu samochodów w konwoju. Kolejny samochód jechał przed nami, a jeden pozostawał w tyle, nie ryzykując wzdłuż wcześniej zaplanowanej trasy, na której było niewiele kamer drogowych. Tim podejrzewał, że to kamera bankomatu doprowadziła do odkrycia ich pierwszej kryjówki, a kamera drogowa doprowadziła do odkrycia drugiej. Myśliwi byli bardzo dobrzy. Jasnowłosa, delikatna młoda dziewczyna siedziała za siedzeniem pasażera „strzałowym”, z głową opartą o okno, smutny...

1.6K Widoki

Likes 0

Jeźdźcy na brzuchu

Rozdział pierwszy Nota wydawcy: Ta historia została pierwotnie opublikowana przez Jillian i Pomponio Magnusa w Archiwach Kristen. Jeśli chcesz, możesz napisać do mnie na PW, aby uzyskać adres internetowy. Sao Paolo, Brazylia, 1923 Kiedy Alicia była nastolatką, jej matka uważała, że ​​jej pobożność religijna to tylko faza. Dziewczyna zaczęła wstawać przed wschodem słońca, aby wziąć udział w wczesnej mszy. Było to bardzo niezwykłe, ponieważ jej rodzina składała się z zatwardziałych kupców z miasta Sao Paolo i rzadko miała czas na ezoteryczne skłonności. Początkowo matka Alicji podejrzewała chłopca. Pewnie spotykała się na mszy z jakimś młodym rozpustnikiem albo, co gorsza, z księdzem...

637 Widoki

Likes 0

Popularne wyszukiwania

Share
Report

Report this video here.